kroków dietetycznych, oczywiście od jutra. Plan menu i nieodstępowanie na krok, słodkie precz. Powrót do biegania, ćwiczeń i wizyta u lekarza z uchem czyli wymówką.
Już się boję i martwię i nastawiam że nie dam rady i będę ciągle głodna i zła.
No właśnie, nastawiam się, przegłodnieję 1 dzień a potem juz tylko cieszyć się energią.
Nie zaczynam głodówki, tylko ograniczenie pojadania niepotrzebnego jedzenia.
Zakupy bardzo ograniczyłam i owoce zaczynają smakować, samopoczucie bez słodyczy rewelacja.
Omijać rozciąganie okazji i dodadatkowe słodyczo-jedzenie.
update
tydzień póżniej - kroki podjęłam. Zaostrzyłam. Lekarza odwiedziłam. Nie byłam głodna ani zła. Energię poczuła każda moja komórka.
Bieganie zawieszone, bo ból ucha przeobraził sie w ból wszystkiego a najbardziej gardła. Dochodzenie do siebie trwa. Słodkie pożarłam, trzy razy, tylko po co? Ogólnie nie odczuwam zachcianek tak typowych ale przychodzi moment że mnie trafi i nie myślę co robię. Lecę do sklepu jak ćma.
Osłabienie woli w weekend - też typowe - wszystko się rozchodzi na boki. Obyło się bez trunków co bardzo ułatwia.
Uskuteczniam kontynuację planowanego menu i nie kupuję słodyczy. Ruszam w plener jutro z wieczora.
Oraz... zawieszam internet w dzień.
No comments:
Post a Comment